|
Garnizon Gdańsk Garnison Danzig
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Feldfebel Administrator
Dołączył: 02 Sty 2009 Posty: 2728 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Westpreussen Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 17:50, 15 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Cudnie-ale kolnierz zrobiła nie tak jak jej tłumaczyłem |
|
Powrót do góry |
|
|
Krzysiek_1984 Garnizon Gdańsk
Dołączył: 24 Paź 2011 Posty: 202 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdańsk Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 17:55, 15 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Ubiorę się dzisiaj i zrobię zdjęcie to wkleję jak na mnie wygląda |
|
Powrót do góry |
|
|
Feldfebel Administrator
Dołączył: 02 Sty 2009 Posty: 2728 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Westpreussen Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 18:32, 15 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Ok-czekamy |
|
Powrót do góry |
|
|
Krzysiek_1984 Garnizon Gdańsk
Dołączył: 24 Paź 2011 Posty: 202 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdańsk Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 19:49, 15 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
No i gotowy fraczek ostatecznie
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych] |
|
Powrót do góry |
|
|
Bepik Garnizon Gdańsk
Dołączył: 29 Paź 2011 Posty: 1001 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdańsk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 19:52, 15 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Alexandrine napisał: | Bepik chcesz chodzic w mundurze? |
Nie ja nie zamierzam szyć munduru tylko damski strój mieszczański lub dworski taki aby nadawał sie na imprezy cały rok,był dość uniwersalny i ciepły. |
|
Powrót do góry |
|
|
Feldfebel Administrator
Dołączył: 02 Sty 2009 Posty: 2728 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Westpreussen Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 20:10, 15 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Gut,gut:) Ale Krzychu czy ten rząd guziorów po lewej nie powinien byc bliżej środka? Odległośc guzików nie powinna przekracząać 2-2,5 cala . |
|
Powrót do góry |
|
|
Krzysiek_1984 Garnizon Gdańsk
Dołączył: 24 Paź 2011 Posty: 202 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdańsk Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 20:17, 15 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
No mi to wychodzi prawie 10 cm czyli około 4 cale , no to poprawię. Mi tez się wydawało, że coś krzywo, jak to zdjęcie zobaczyłem. |
|
Powrót do góry |
|
|
Feldfebel Administrator
Dołączył: 02 Sty 2009 Posty: 2728 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Westpreussen Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 20:20, 15 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
A tak wogóle-to częsć Ci i chwała Po 200 latach Freikorps von Kalkreuth powraca do Danziga |
|
Powrót do góry |
|
|
Alexandrine Garnizon Gdańsk
Dołączył: 03 Sty 2012 Posty: 1044 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 22:30, 15 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Gdzies mi smignely rysunki "mundorowych sukien ". Mundurek ladny ale nie wiem czemu kojarzy mi sie z dziadkiem do orzechow, czy to nie byla jakas inspiracja z tego umundurowania? |
|
Powrót do góry |
|
|
Hahn Secondelieutenant
Dołączył: 01 Lut 2009 Posty: 281 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Neumark
|
Wysłany: Czw 0:40, 16 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
"Dziadek do orzechów" został wydany w 1816. Stąd rzecz jasna oczywiste inspiracje ilustratorów dzieła.
Poza tym, akurat te dwa fraczkowe ogonki, znakomicie imitują końcówkę dźwigni, której drugi koniec jest w dziadkowej gębie. Mój ojciec ma chyba z pięćdziesiąt dziadków stojących we wszystkich kątach dość rozległego mieszkania, stąd się napatrzyłem do woli. Też nigdy nie mam problemu, co mu przywieźć z wyjazdów do Vaterlandu.
Cześć pamięci Hoffmanna, znamienitego kociarza !!! Hoch! Hoch! Dreimal Hoch!
Ostatnio zmieniony przez Hahn dnia Czw 0:41, 16 Lut 2012, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Krzysiek_1984 Garnizon Gdańsk
Dołączył: 24 Paź 2011 Posty: 202 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdańsk Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 2:36, 17 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Do fraka do kompletu uszyłem też czapeczkę
[link widoczny dla zalogowanych] |
|
Powrót do góry |
|
|
jamomo Garnizon Gdańsk
Dołączył: 02 Maj 2011 Posty: 105 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdańsk/Danzig Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 18:09, 21 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
No,no już miałem okazje zobaczyć Krzyśka w mundurze Freikorps von Kalkreuth super teraz na mnie czas pani Grażynka już szyje |
|
Powrót do góry |
|
|
Krzysiek_1984 Garnizon Gdańsk
Dołączył: 24 Paź 2011 Posty: 202 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdańsk Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 18:55, 21 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Cieszę się niezmiernie Jacku, że nie będę jedyny |
|
Powrót do góry |
|
|
Hahn Secondelieutenant
Dołączył: 01 Lut 2009 Posty: 281 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Neumark
|
Wysłany: Nie 8:40, 01 Kwi 2012 Temat postu: |
|
|
Zamieszczam Wam tutaj prawdziwą historię Freikorpsu von Kalckreuth. Jak sądzę, teraz już nikt nie będzie miał wątpliwości, co do tego jak ta jednostka powstała i czym była.
Niestety, nie dało rady tego wrzucić tak ładnie poukładanego w wordzie, stąd obrazek, który miał być na schludnej stronie tytułowej jest osobno.
Freicorps
Zachodzące słońce ozłacało dachy domów, tocząc się po błękitnym nad podziw, jak na marzec niebie. Ostatnie promienie wpadając przez okno musnęły ramę portretu na przeciwległej ścianie. Z płótna spoglądał na siedzących w sali przy długim stole mężczyzn w mundurach, wyglądający na zakłopotanego i nawet jakby wystraszonego Fryderyk Wilhelm III. Nikt nic nie mówił, gdyż wszystko zostało powiedziane przed kilkoma minutami, zaś ostatnie słowo należało do starszego człowieka z gwiazdą orderową na piersi, siedzącego w szczycie stołu.
Generał von Kalckreuth wolno podniósł się z miejsca. Po sali przeszedł chrzęst odsuwanych krzeseł.
- Panowie, proszę nie wstawać. – powiedział generał podchodząc do okna. Stał, patrząc na ulicę po której wśród wolno ogarniającego miasto zmierzchu kłębili się pomieszani wojskowi i cywile. Od okna wiał chłód. Pozostali czekali z szacunkiem na zdanie gubernatora.
Generał westchnął lekko.
- A więc, z raportów panów wynika, że szanse na utrzymanie miasta są w istocie niewielkie. Na większą pomoc ze strony Anglików a nawet Rosjan, liczyć nie można. Nasze własne rezerwy są też na wyczerpaniu. Mimo przeprowadzonych na przedwiośniu rekwizycji, żywności wystarczy, wliczając konieczność dożywiania cywilów, na najwyżej dwa miesiące. Zapasy prochu i pocisków nie są wielkie a lojalność części żołnierzy, jest co najmniej dyskusyjna. Nie można być ich pewnymi na tyle, by ich spuścić z oka. Reasumując, nie wytrzymamy długo..
Jeden z wyższych oficerów wciągnął gwałtownie powietrze, czyniąc gest, jakby chciał zabrać głos.
- Spokojnie, generale Hamberger , nie miałem na myśli PAŃSKICH ludzi. Okropnie jest pan ostatnio drażliwy. – powiedział nie odwracając się od okna Kalckreuth.
Hamberger usiadł, zaś Kalckreuth kontynuował nie podnosząc głosu.
- Naszym problemem jest przede wszystkim to, że mamy zbyt mało ludzi, żywności, prochu i kul. Wszystkiego innego mamy pod dostat-
kiem: kłopotów, wrogów, zabitych i angielskich obietnic. Panowie: co według was jest największym problemem…?
Chwilę trwała cisza, aż nagle w sali zaczął się szmer głosów. Oficerowie sprzeczali się przez moment, aż wreszcie Hamberger poprosił o głos i powiedział:
- Najgorzej jest nocami. Co noc dezerteruje z posterunków kilkunastu ludzi, głównie Polaków. Ci uczciwi obawiają się nocy, bo spotkać można dezerterów a oni są zdecydowani na wszystko. Ponadto…
- Panowie! – powiedział Kalckreuth – Dość! Koniec odprawy. Spotkamy się jutro na Hagelsberg około południa na inspekcji.
Oficerowie zaczęli wstawać z miejsc i salutując opuszczać salę. Generał patrzył przez okno na ostatni błysk słońca zachodzącego za komin domu po przeciwnej stronie ulicy.
- Oczywiście! – mruczał do siebie Kalckreuth – Bagatela! Potrzebuję więcej ludzi. Ludzi, którzy nie jedzą, będą się najlepiej bić bez broni, bez prochu, nie znają strachu i są bezgranicznie lojalni. Pozostaje mieć nadzieję, że przygotowany w Memlu plan się sprawdzi…
W kącie sali adiutant cicho porządkował papiery i zapalał świece.
- Arnim, czy TEN CZŁOWIEK już tu jest? – zapytał generał.
- Tak, ekscelencjo – odpowiedział adiutant stając na baczność. – Przybył rano statkiem z Piławy.
- Gdzie on jest?
- Umieściłem go w zajeździe, jak Wasza Ekscelencja kazał. Pilnuje go kilku pewnych…, bardzo pewnych ludzi.
- Bardzo dobrze, Arnim. Przyprowadź go teraz. Tylko tak dyskretnie, rozumiesz chłopcze…
- Oczywiście, panie generale. Natychmiast.
Za oknem zapadła noc a na niebo wypełzł ogryziony księżyc. Generał siedział w fotelu bijąc się z natłokiem myśli. Salę w ciszy przepełniał rozpędzany wątłym światłem świec atramentowy mrok. Na schodach dały się słyszeć kroki.
- Proszę tu na mnie zaczekać. – za drzwiami rozległ się czyjś obcy, zgrzytliwy głos.
Generała przeszło nieznane mu dotychczas zimno po plecach. Zastu –
kano do drzwi.
- Wejdź, Arnim – powiedział cicho generał.
Drzwi uchyliły się. Adiutant strzelił obcasami.
- Jesteśmy, ekscelencjo.
- Dobrze. Wprowadź gościa i zostaw nas samych.
Do sali wszedł niewielkiego wzrostu mężczyzna. Zdjął kapelusz. Jego twarz pozostawała w cieniu.
- Profesor von Bredow, jak mniemam – przerwał ciszę generał. – Jaką miał pan podróż?
- Naprawdę to pana obchodzi? – zazgrzytał głos nieznajomego, budząc znowu dreszcz na plecach Kalckreutha. – Była okropna, choć tyle dobrego że krótka. Najchętniej nie wyjeżdżałbym z Królewca. Ale przejdźmy do rzeczy.
- Tak. Do rzeczy. Słyszałem o pańskich dziwnych zainteresowaniach i doświadczeniach. Wydaje się, że obserwowanie pana poczynań było modne w kręgach dworskich. Wspominał mi o tym generał Rachel. Polecał też pana osobnym pismem minister Hardenberg. Nazwał pana ... jakoś tak dziwnie, nie pamiętam w tej chwili, niestety…
- Och, Hardenberg. Też coś! – przerwał Bredow – Rzecz jasna, żadnej z moich prac pan nie czytał?
- Nie.
- Odpowiedź znałem zanim pan otworzył usta. – Po raz pierwszy na twarzy obcego widniało coś na kształt uśmiechu. – Skąd pan, wojskowy, miałby czytać pisma dotyczące tak hermetycznej i niepraktycznej w zasadzie wiedzy. Ale zostałem tu przysłany, no …. zaproszony w pewnym konkretnym celu, pan wie o co chodzi?
- W zasadzie znam założenia projektu z pisma przysłanego kilka dni temu przez kuriera. Wie pan, profesorze, naszym największym brakiem są ludzie. Ludzie lojalni i pewni, bezgranicznie oddani i nie zmęczeni. Świeży.
- Tak, tak, pewni i świeży.. – zagrzechotał uczony – To ostatnie będzie zależało w pewnym stopniu od pana samego. Właśnie takich mam panu dostarczyć. Będą się bić na skinienie dowódcy i nie spoczną bez rozkazu. Strach, zwłaszcza przed śmiercią, będzie im obcy, a głód – z tym sobie sami poradzą, niech mi pan wierzy.
- Znakomicie. Jak widzę, rozumiemy się. Pan zna moje potrzeby a ja mam panu, zgodnie z rozkazami, pomóc. Chciałbym poznać pana metodę. – nienaturalnie opanowanym głosem, tłumiąc ucisk w gardle powiedział generał.
- Doprawdy? Niech mi pan wierzy. Nie chciałby pan. – uciął profesor – Jestem nekromantą, to jest to obce słowo z listu ministra, które panu umknęło. Wątpię czy coś to panu w ogóle mówi. Prowadziłem badania nad cadaver vivens – żywym trupem.
Pokazał w parodii uśmiechu zęby. Po sali poszedł znów przeciąg. Kalckreuth opanował się zupełnie i lekkim tonem, nonszalancko, rzucił:
- A więc czarownik z pana. Będzie pan potrzebował pewnie kozy, czarnych kotów, nietoperzy ….
- Niech pan nie będzie niepoważny, panie ! – prychnął jak kot Bredow – Babka, albo prędzej jakaś stara włościanka - piastunka bzdur panu do głowy w dzieciństwie nałożyła! To jest WŁAŚCIWIE nauka a nie gusła. Sztuka a nie jakieś brednie. Czarne koty ! A propos kotów … są tu jeszcze jakieś od czasu jak się oblężenie zaczęło? Jak są to nie jest tak źle jak myślałem. Zresztą, co do tego co potrzeba, wszystko w zasadzie mam ze sobą w skrzyniach, które przypłynęły wraz ze mną. Dobra pora zaś będzie za dwa dni, w czasie pełni księżyca. Taaaak, dam panu ludzi… no może nie zupełnie ludzi, ale dam. Pan tylko będzie łaskaw pokazać mi skąd brać materiał – uśmiechnął się, a przynajmniej w migotliwym świetle świec tak to wyglądało – Potrzebujemy ludzi z przygotowaniem wojskowym, prawda?
- Tak, oczywiście .
- Więc najlepiej będzie, gdy pokaże mi pan cmentarz wojskowy. Nie, zaraz. Im materiał nowszy, tym lepszy. Gdzie chowa się teraz poległych?
- Tych, którzy padli w czasie oblężenia? Nie na cmentarzu. Ostatnio zabitych chowamy na uboczu w zbiorowych mogiłach. Co do pomocy, zapewnię każ dą konieczną…
- To nawet jeszcze lepiej. Pysznie.. na uboczu … Rozumie pan. Lepiej żeby się nie rozeszła wieść. Jest ze mną czterech ludzi, którzy już przy tym pracowali. Wystarczy jak pan na razie nie będzie przeszkadzał.
Kalckreuth poprawił gniotący go halsztuk.
- A kto ich poprowadzi? Pan?
- Ja? Skądże! – burknął Bredow – Jestem cywilem. Nie znam się na tym i nie chcę znać. To trywialne.
- Więc kto? – zafrasował się generał – Moi oficerowie to oddani i dzielni ludzie, jednak obawiam się, że to ich może przerastać.
- Przewidziałem to i znalazłem już kogoś odpowiedniego. – głos profesora zabrzmiał jakby cieplej – Jest za drzwiami.
Profesor wstał i otworzył drzwi. Do środka wszedł młody mężczyzna w mundurze młodszego oficera. W woskowobladej twarzy połyskiwały dziwne, czerwonawe oczy. Na widok gubernatora stanął na baczność oddając honory.
- Porucznik von Perille – przedstawił go krótko Bredow – Z regimentu Diericke.
- Ma pan … w takim dowodzeniu … jakieś doświadczenie? – zapytał generał – Niech pan coś o sobie opowie.
- Nie, ekscelencjo! – wyprężył się oficer – Ale moja rodzina pochodzi z Siedmiogrodu i ja sam się tam urodziłem i wychowywałem. Dziwne i tajemnicze rzeczy nie są mi obce. Zetknąłem się z profesorem w Królewcu poprzez wspólnego znajomego, profesora Ambrosiusa. Zacząłem w wolnym czasie zgłębiać.. no może próbować zgłębiać wiedzę, jaką posiadł profesor Bredow. A ten polecił mnie ministrowi do obecnego zadania.
- Niech mi pan wierzy – przerwał Bredow – Właśnie tego młodzieńca pan potrzebuje.
- Znakomicie – skinął głową Kalckreuth – Więc za dwa dni.
- Dokładnie tak. Za dwa dni. – uśmiechnął się blado Bredow.
- 2 -
Na północ od miasta, przy ogniskach, gromadzili się walczący z sennością i chłodem kwietniowej nocy mężczyźni. Gdzieniegdzie rozmawiano, cichy szmer rozmów niósł się po płaskim brzegu rzeki.
Do jednego z ognisk podszedł oficer w mundurze Legion du Nord, pozdrawiając gestem podkomendnych.
- Nie wstawajcie, chłopcy – powiedział grosmajor Coqueugniot.
Chwilę trwała cisza, którą wreszcie przerwał czyjś głos:
- Ciężko było, panie majorze, ciężko. Wczoraj w nocy, ciężko było.
- Na wojnie nie ma lekko – kiwnął głową major – Powojujecie tyle co ja to zobaczycie.
Przy ogniu poruszył się mówiący. Był to starszy już żołnierz, kapral o wąsatej, pobrużdżonej twarzy.
- My już niejedno widzieli, panie majorze – wąsaty nie dawał się zbić z tropu – Ale tak jak ci nocą leźli to nieczęsto się widzi.
- To prawda, bili się twardo – przyznał major – Ale to nic niezwykłego przecież.
- Nie, panie majorze, to było co insze – ciągnął wąsal – strzelali my a one nie padali, trochu się chwiali ale cały czas szli …
- E tam. Pewnie pijani byli, nie czuliście? – machnął ręką major.
- No, czuć ich było, ale to nie gorzała.
Od ognisk poszedł szmer aprobaty
– Tam trupem było czuć. Nieprawdaż, chłopy ?! – rzucił za siebie wąsaty.
- A jakże, było czuć – przytaknął któryś – My takie coś już widzieli kiedyś. I czuli. Kiedyś, ale nie tutaj.
- Coście widzieli? – zdziwił się major.
- No takich jak one. My na Haiti byli. Jak pan major nie wierzy, niech kapitana Mirosławskiego spyta, też był. – głos żołnierza brzmiał zdecydowanie.
Major podrapał się po głowie przesuwając rogatywkę. „Cholerna polska czapa”, pomyślał.
- Ba! Mirosławski gdzieś przepadł przecież. – stwierdził sucho.
Wąsaty kapral wstał. Blask ognia tańczył na blasze na czapce.
- A nie dziwne, panie majorze, że tyluśmy naszych nie znaleźli? Kilku zostało a po innych tylko krew i kawałki mięsa. One ich zabrały! To nieumarłe som!
Pozostali żołnierze zaczęli szemrać coraz głośniej. Major nie wytrzymał:
- Brednie ! Głupiście jak woły! – syknął – Zabobonny, głupi kraj!
Odwrócił się i odszedł do kwatery. Wszystko się w nim gotowało. Nie pierwszy raz zresztą. Ale to nic. Wojna nie potrwa długo i znowu wróci do francuskiej służby, może nawet do kraju …..
- 3 -
Generał Kalckreuth przeglądał leżące na biurku dokumenty dostarczone przez oficerów dyżurnych. Profesor Bredow przerzucał kartki niewielkiej książeczki i bębnił palcami po oparciu fotela. W świetle dziennym wyglądał bardzo zwyczajnie. Niewielki, schludny, starszawy jegomość.
Generał podniósł wzrok znad papierów i skinął głową.
- Doskonale, profesorze. To jest swojego rodzaju sukces. Trochę, przyznam, straszny sukces.
- Na wojnie nie ma sentymentów, generale. Nie mi zresztą to panu tłumaczyć. Uważa pan, że bagnet w żebra to coś fair, nieprawdaż? – profesor nie przerywał sobie lektury.
- No dobrze, dobrze… ale te pańskie potwory… Te .. ghule. Chyba tak się to nazywa?
- Och, już tam potwory! Ghule! Chłopcy coś jeść muszą a niech się pan cieszy, że nie wyjadają grochu z magazynów – profesor był wyraźnie rozbawiony a wokół jego oczu pojawiła się gęstsza siatka zmarszczek.
- No tak, jest pan uczonym i traktuje to jako zasłużony sukces. Nie będę zresztą dyskutował o stronie moralnej, skoro zaakceptowano to w Memlu. Jednak, widzi pan, muszę napisać oficjalny raport. W sumie, powstała nowa jednostka. Jakoś muszę ją nazwać.
Profesor parsknął śmiechem.
- Freikoprs von Perille? Obawiam się, ekscelencjo, że będzie to musiał pan wziąć na siebie.
- Też się tego właśnie obawiam – mruknął bardziej do siebie generał, mocząc pióro w kałamarzu.
KONIEC
[link widoczny dla zalogowanych] |
|
Powrót do góry |
|
|
Feldfebel Administrator
Dołączył: 02 Sty 2009 Posty: 2728 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Westpreussen Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 9:02, 01 Kwi 2012 Temat postu: |
|
|
I tajemnica wyjaśniona-świetnie się czyta. Hahn a może seria opowiadań "z krypty" ? |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|